poniedziałek, 16 grudnia 2013

Życie na niemieckiej ziemi.

Ostatnio wraz z rodziną, przeniosłem się do Niemiec. Jeśli również planujesz tam mieszkać, pracować, lub chcesz spędzić tam wakacje, niech te posty jakoś pomogą Ci w aklimatyzacji.

Poruszę tematy związane z szukaniem pracy, rowerami, rozrywką, kobietami i wszystkim innym co może być ważne.

WSTĘP

W tekstach będą pojawiać się skróty myślowe: jeśli przeczytasz "Niemcy" to będę mówił o wsi w Nadrenii Północnej-Westfali, 10 kilometrów od granicy z Holandią. Jeśli zobaczycie gdzieś wyraz "Holandia" będzie to teren położony na wschód od Nijmegen i Eindhoven ciągnący się do Niemiec.

Miasto w którym mieszkam, liczy 30 tysięcy mieszkańców, po wyjściu z domu mijam łąki, na których pasą się konie i owce. Powiedziałbyś "Konie i owce? Przecież to jebana pipidówa", no tak, ale na jakiej innej pipidówie, na co piątym podjeździe stoi BMW? Sam nie wiem, czy to jakaś degradacja, czy raczej high life.

W mieście nie ma teatru, kina, biblioteki. W pierwszym miesiącu, z Polską, łączyłem się przez McDonald, bo tylko tam mieli darmowe wifi. Za każdym razem, gdy chciałem sobie posurfować po sieci, kupowałem hamburgera, żeby ludzie tam pracujący, nie patrzyli na mnie jak na creepa.



Internet w Niemczech, to zupełnie inna bajka. Nie ma darmowych hot spotów, za wszystko się płaci. Chcesz sobie założyć net w domu? Żaden problem. Facet po podpisaniu umowy, może od razu dać ci najtańszą radiówkę z 1GB transferu do wykorzystania i posmarować tabletem za 1 euro, żebyś nie jęczał później, że taki transfer zużyjesz w ciągu godziny. Jeśli chcesz mieć bardziej tradycyjny, z gniazdka telefonicznego, wówczas musisz poczekać od 4 do 6 tygodni na montera. Pocztą przyjdzie list, mówiący kiedy możesz spodziewać się gościa i router.

Z tym monterem jest dość ciekawa historia:
Typka nie mogłem się doczekać, bo 3 tydzień stołowałem się w Macu i już miałem oponkę. W końcu przybywa wybawiciel ze srebrną walizeczką taką jakiej używali bohaterowie Incepcji. Wkłada w gniazdko jakiś przewód zakończony lampką. Lampka pali się na czerwono, mówi "Gut" i każe się prowadzić do piwnicy, gdzie jest puszka ze wszystkimi kablami telefonicznymi. Rozkręca wieczko "Gut?", "Ja, gut". I koleś po 5 minutach przekroczenia progu mojego domu, zaczyna zbierać się do wyjścia. Po angielsku tłumaczy, że połączenie mam zmontować sobie samodzielnie, jak to zrobić jest opisane w instrukcji. Tutaj przed oczami pojawiły mi się smutne twarze moich rodziców, którzy za 5 minut jego pracy zapłacili 50 euro. Już wiecie skąd tu tyle BMW, hmm?


Odnośnie cen. Telewizor plazma full HD 2000 euro, pralka 450 euro, jebany młynek do kawy kosztuje 1000 euro, używany samochód 1500 eurasów. Chleb 2,70 euro, ale trzeba przyznać, że ma jakieś pół metra. Samochód zdalnie sterowany, za który w Polsce, na odpuście, wybulisz 20 zł, tu kosztuje 99 eurocentów.

Moja pięcioosobowa rodzina mieszka w połówce bliźniaka, za który płaci 900 euro na miesiąc. Ceny wahają się od 300 euro za pokój do 500 euro za mieszkanie.

Niemieckie domy przywodzą mi na myśl zamki: wysokie, zbudowane z czerwonej cegły, o małych oknach zasuwanych roletami. Dodatkowo, fortece Niemców otoczone są żywopłotami. Krzaki są tak gęste, że jak wciśniesz w coś takiego rękę, to zostaje odkształcenie.

Jak już jesteśmy przy architekturze, domy holenderskie, to zupełne przeciwieństwo niemieckich. Te wyglądają jak głowy postaci z anime: duże okna, reszta mała, nie są niczym ogrodzone.


Mimo, że Niemcy cenią sobie prywatność, w kontaktach międzysąsiedzkich, są okropnie entuzjastyczni.


Niemcy to nie jest kraj dla introwertyków. Jeśli idziesz ulicą i ktoś z naprzeciwka zmierza w twoją stronę, a wasze oczy przez przypadek się spotkają - musisz się przywitać. Choćbyś tej osoby już nigdy nie zobaczył, musisz powiedzieć "Halo". Niemcy dość specyficznie wymawiają ten wyraz, to "o" na końcu jest przedłużone i wpada w wibrację. W efekcie, przy powitaniu, Niemcy do siebie śpiewają. I to nie tylko na ulicy, w sklepie też dochodzi do aktów śpiewu. Dziewczyna, która w Polsce byłaby niemą maszyną do wykładania towaru na półki, tutaj potrafi zaintonować "Halo" tak jak babcie podczas mszy.


Oczywiście żegnać należy się podobnie, tyle że o kilka oktaw niżej.

W kolejnym poście, przygody w niemieckim urzędzie pracy.

TBC

2 komentarze:

  1. Tak, jebany młynek do kawy może kosztować 1000 euro ;-) wyczulem aluzje. Swoją drogą, co to za młynek wypatrzyles w sklepie?... Takich maszyn raczej nie sprzedają w zwykłych elektromarketach. Masz tam coś specjalistycznego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najzwyczajniej jestem w szoku, że w niektórych częściach Europy, picie kawy może być tak drogim hobby

      chyba nic specjalistycznego nie widziałem, raczej standard w sklepie z elektroniką

      Usuń