sobota, 27 września 2014

O Krzysztofie z Bydgoszczy

Obecnie mieszkam w Niemczech. Mimo, że najbardziej niemieckim słowem jakie znam jest "Ok" udało mi się znaleźć pracę w fabryce z butami. Mam za zadanie wziąć listę z zamówieniem, później pójść między regały, znaleźć odpowiednią parę butów (zamówienie może być na 1 parę lub na 200 par, zależy co się trafi) i wrzucić ją na wózek. Wózek przepchać do komputera, gdzie barcode zostanie zeskanowany, a buty zapakowane, zaadresowane i wysłane.

Praca nie jest skomplikowana i nie jest szczytem moich możliwości fizycznych i umysłowych, ale daje pieniądze których nie muszę wydawać na życie (bo mieszkam z rodzicami lol).

Po przyjechaniu przed siedzibę firmy, pierwszą osobą jaką zobaczyłem był niski, starszy, na oko 40 letni mężczyzna, który się rozciągał. Zniknąłem na chwilę, żeby odstawić rower, potem wracam i kolesia już nie ma. Jak się później okazało był to Krzysztof z Bydgoszczy.

Lub "Pieprzony" Krzysztof z Bydgoszczy, jak wolę o nim myśleć.

Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy jest zajebiście dziwnym, autystycznym człowiekiem, którego próbowałem jakoś naprawić. Oceń jak mi się udało.

***

Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem to sympatia i niemalże ojcowska troskliwość z jaką mi pomagał wdrążyć się w prace, w jej początkowych dniach.

Ja: Krzysztof, możesz mi powiedzieć, co to w ogóle za dziwna numeracja?

Wtedy Krzysztof wyjmuje mi kartkę z zamówieniem z ręki, mimo że nie mam absolutnie żadnej ochoty mu jej podawać i pokazuje gdzie co stoi. Nie miałbym problemu z akceptacją jego autorytetu (bo niby jest starszy), gdyby koleś potem nie zaczął sobie wrzucać, w sensie tuż po tym jak od niego odchodziłem usłyszałem jak o sobie mówi "Na mnie nie patrz, mam garba i wiesz..."

WTF
WTF
WTF

Ten samopocisk postanowiłem puścić mimo uszu. Rozumiem, koleś może nie jest mistrzem pierwszego, dobrego wrażenie, tylko na przykład 10 wrażenia, albo 100. Więc wobec niego postanowiłem przyjąć postawę uczeń (ja) - nauczyciel (on) i patrzeć jak sytuacja się rozwinie.

***

W miarę poznawania tajników mojej pracy (lol nie ma co tam zgłębiać, praca za którą dostaje 1000 euro + mogłaby wykonywać nawet małpa), zostałem przedstawiony szefowej. Kobieta ucieszyła się, że pracuje u niej następny Polak i że będzie mogła poćwiczyć ze mną swój angielski. Ja w sumie też byłem zadowolony, szybciej nauczę się niemieckiego, a jak nie będę rozumiał słów to może z kontekstu odczytam co się ode mnie chce. Easy.

Nagle, dość nienaturalnie, rozmowa przeszła na Krzysztofa.

Ona: Czy Krzysztof opowiadał ci o swoich problemach?
Ja:
Ona: On nie mówi po niemiecku. Czy mogłabym cię prosić o tłumaczenie, jakby pojawiły się z nim jakieś problemy?
Ja: Ok.

Tutaj babcia wat nie schodziła mi z twarzy. Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy kilka chwil wcześniej tłumaczył coś po niemiecku jakiemuś Niemcowi WTF?

Ja (do Krzysztofa): Dobrze mówisz po niemiecku, uczyłeś się?
Krzysztof: Nie ja wszystko z google translator biorę.
Ja: ???
Krzysztof: W sumie tylko mówię. Akcent niektórych Niemców jest bardzo niezrozumiały.

Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy mówi po niemiecku, jednocześnie nie rozumiejąc tego języka WTFFFFFFFFFFF??? Czy coś takiego jest możliwe?

***

Jako, że umiejętność odczytywania z kontekstu tego co się do mnie mówi, pozwalała mi na rozumienie poleceń, zakres moich obowiązków został powiększony. Zostałem przeniesiony do skanowania barcodów. Moje zadanie polegało na odebraniu załadowanego wózka, zeskanowania kodu na zamówieniu, zeskanowania kodu butów, wydrukowaniu naklejki, zrobieniu pudła, zapakowaniu butów, wrzuceniu tego na taśmę i gdy już taśma była zapełniona, ułożeniu tego elegancko w kontenerze i czekaniu, aż kierowca to zabierze w pizdu.

Kierownik zadowolony, że nauczyłem się nowej umiejętności tym razem postawił przede mną, pozornie proste zadanie.

Kierownik: Naucz Krzysztofa.
Ja: Ok.

Wcześniej to ja byłem uczniem, on nauczycielem. Teraz role się odwrócą... lol.

Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ta praca opierała się na powtarzaniu kroków w odpowiedniej kolejności. Każda małpa to by potrafiła.

Ale nie Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy. Krzysztof jest człowiekiem - istotą myślącą, która będzie udoskonalać sprawdzone schematy, aby udowodnić sobie i otoczeniu jak bardzo jest inteligentny.

Oczywiście jego arogancja wypaliła w złą stronę. Omijając niektóre kroki zapomniał wydrukować kodu z adresem, skleić pudła, czy włożyć specyfikacji do środka. Były to rzeczy proste, które zostałyby załatwione, gdyby facet trzymał się kolejności.

Ja: Krzysztof, kurwa, to jest niesamowicie proste. Wystarczy w odpowiedniej kolejności powtarzać te same kroki.
Krzysztof: Ale dlaczego przekląłeś?
Ja:

Krzysztof: Myślałem, że jesteś na poziomie. A ty bluzgasz tak jakbyś nadal był w Polsce. Ja wyjechałem, żeby nie musieć tego słuchać.
Ja: Ale przekląłem pierwszy raz odkąd się poznaliśmy.
Krzysztof: I o jeden raz za dużo.

Kurwa co za jebany w dupę cwel. - pomyślałem

Krzysztof: Wiesz co? Nie nadaje się do tego skanowania. To jest praca w miejscu. Ja jestem człowiekiem stworzonym do ruchu.

I poszedł pchać wózek.

***

Po pierwszej wypłacie Krzysztof wyczaił, że w rozliczeniu dostał za mało pieniędzy. Skanując towar, kątem oka patrze jak żywo gestykuluje rozmawiając z szefową. Gestykuluje już jakieś pół godziny. W końcu widzę jak szefowa woła mnie do siebie.

Szefowa: Będziesz tłumaczył.

Rozmowa wyglądała tak: Szefowa mówi do mnie po angielsku. Ja do Krzysztofa po polsku. Krzysztof do szefowej po niemiecku.

Dodam to sobie do CV.

Problem Krzysztofa wyglądał tak, że dojeżdżał do firmy z Holandii i wydawał kasę na benzynę. Następnie przeprowadził się do Niemiec i już nie musiał jeździć. Mimo to pieniędzy za paliwo na trasie NE-DE nie uświadczył, chociaż były zagwarantowane w kontrakcie.

Poznałem stanowisko Krzysztofa. Poznałem stanowisko szefowej.

Ja: Krzysztof, ona nam nie płaci.
Krzysztof: ???
Ja: Ona płaci pośrednikowi. Pośrednik pobiera z naszej wypłaty 1 euro za każdą przepracowaną godzinę i następnie przesyła pieniądze nam.
Krzysztof: ???
Ja: Ale skoro coś ci się nie zgadza w rozliczeniu to może zadzwonić do człowieka, który nam płaci i będziesz mógł się z nim skonfrontować, dlaczego dostałeś mniej pieniędzy.

Krzysztof myśli i naglę zupełna zmienia nastawienie.

Krzysztof: A to może lepiej nie. Zamknijmy temat.

Koleś katował babę przez 30 minut, bo nie dostał od niej pieniędzy, a gdy się okazało, że w żaden sposób nie jest odpowiedzialna za regulowanie jego płatności, zaczął się wycofywać, bo na jego drodze staną inny facet!


Ja (do szefowej): Zgodził się na spotkanie.

Szefowa spytała czy może zrobić kopię jego rozliczenia. Od tego momentu zacząłem dostrzegać, że za każdym razem, gdy Krzysztof przychodził z jakimś dokumentem, ona zawsze robiła kopię. To go musiało uspokajać.

***

Od momentu, gdy zakres moich obowiązków poszerzył się o skanowanie towaru, Krzysztof zaczął mnie zaczepiać, żeby pokazać jaki to z niego nie jest kozak.

Pierwsza zmiana zaczynała się o godzinie 6, więc aby być na miejscu musiałem z domu, rowerem wyjechać o 5.20.

Więc idę sobie z wózkiem pomiędzy regałami ziewając, bo wcześnie. Nagle pojawia się Krzysztof.

Krzysztof: Ooo,co Ty taki zmęczony? Kondycji nie masz? Ja mam świetną kondycje, wczoraj przejechałem 12 kilometrów rowerem.
Ja: Kondycje mam wyśmienitą, swego czasu pojechałem na rowerze do Nijmegen i z powrotem jakieś 80 km. Potem pojechałem do Eindhoven 120 km w obie strony. Kondycje mam dobra. 


Krzysztof gdzieś idzie. Potem wraca. 


Krzysztof: Na dłuższą metę to kondycja i siła są gówno warte. Najważniejsze to umieć oddychać. Są takie specjalistyczne ćwiczenia oddechowe, które stosuje podczas treningów.

Ja:
Pieprzny Krzysztof z Bydgoszczy twierdzi, że jestem od niego gorszy, bo oddycham mniej wydajnie niż on, no kurwa.

***

Chronologicznie w tym miejscu doszło do spotkania, z pośrednikiem, który nam płaci. Nie działo się nic ciekawego. Krzysztof został utwierdzony w przekonaniu, że kasy nie dostanie. O well. Jednak następnego dnia dostałem ciekawego newsa.

Krzysztof: Wiesz co? Wczoraj pisałem z żoną i to spotkanie z tym kolesiem spowodowało rozdrapanie starych ran.
Ja: Ok.

ŻE CO KURWA, JAKIM CUDEM TEN KOLEŚ MA ŻONĘ WTF? I KTO UŻYWA SFORMUŁOWANIA "ROZDRAPANE RANY?" JA NAWET W ŻARTACH TAK NIE MÓWIĘ WTFFFFx2???

Ja: O, nie wiedziałem, że masz żonę.
Krzysztof: No pisałem z nią. Ona rowerem jeździ. Gumę złapała, zamiast wyrzucić dętkę, to ona ją do domu przyniosła.

Poszliśmy na przerwę. Paradoksalnie ten bezsensowny fragment z rowerem i przebitą oponą zapamiętaj, bo wróci w najmniej spodziewanym momencie.

***

Przerwy mieliśmy w godzinach 9 i 12 jeśli szliśmy na pierwszą zmianę, oraz 11 i 14 jeśli szliśmy na drugą. Krzysztof przerwy o 9, 11 i 12, nazywał śniadaniem co wydało mi się dziwne. Mimo to w ich trakcie zaczęliśmy się poznawać.

Krzysztof: No dzisiaj jeszcze robię trening, jakieś 3 godziny, bo pogoda jest świetna.

Krzysztof powtarzał już, któryś raz że idzie na trening, bo pogoda jest świetna. Więc doszedłem do wniosku, że chce na ten temat pogadać.

Ja: Fajnie, ja też czasami ćwiczę. Powiedz jakie masz ćwiczenia, to może ulepszę jakoś swój trening.
Krzysztof: No ćwiczę oddech, bo to najważniejsze, w każdym sporcie walki jest źle, jeśli złapiesz zadyszkę. Potem ćwiczę rozciąganie, a na końcu blok.
Ja:
Ja: Blok?
Krzysztof: Tak blok.
Ja: Ile razy można ćwiczyć blok?
Krzysztof: Na przykład 50 raz.
Ja:
Ja: Po co ćwiczysz blok?
Krzysztof: Żeby móc się obronić... albo kogoś.

Wyobraź sobie, że w tym momencie gdzieś w Niemczech, jest facet, który trenuje jak przyjmować na siebie ciosy, bo myśli, że dzięki temu zarucha. HAHAHAHHAHAHAH

Ja: Gdzie ćwiczysz?
Krzysztof: Nad Renem tam jest takie miejsce. Czasami jeżdżę żeby popatrzeć na zakochane pary.

Bardzo chce napisać, że to kłamstwo, ale ten typ naprawdę powiedział, że jeździ nad wodę tylko po to, aby popatrzeć na migdalące się pary WTF?????????

Ja: Ja na przykład kupiłem sobie hantle, robię pompki.
Krzysztof: Pompki są łatwe... ile zrobisz pompek?

Na twarzy Krzysztofa pojawiło się podekscytowanie.

Ja: W jednym podejściu, myślę że ze dwadzieścia. A ty?
Krzysztof: Ale szybkich czy wolnych?

Kurwa, co?

Ja: Eeee... wolnych.
Krzysztof: 70.
Ja: ???????????????????????????????????????? a szybkich?
Krzysztof: Ze 100.

Teraz już wiesz dlaczego przez ostatnie miesiące nie było postów. NO KURWA CO TU SIĘ KURWA DZIEJE, CZEGO ZAWSZE TRAFIAM NA KRETYNÓW WTFFFFFFFFFFFFFFFF

Krzysztof: Łatwo się robi pompki. Na samych palcach zrobię.
Ja: Kłamiesz. Udowodnij, pokaż mi jak robisz 70 pompek na palcach.
Krzysztof: Dobrze, ale jutro. Tam jest taka trawka, tam ci pokaże.
Ja: Ok.

***

Dzień następny, godzina 12.

Zjedliśmy.

Ja: Pokaż te pompki.
Krzysztof: To nie wierzysz mi? Mam udowadniać tak jak małe dzieci w przedszkolu?
Ja: Tak.

Wyszliśmy na świeże powietrze. Krzysztof rzucił się na trawę i zaczął dymać. Nie wiem co jest bardziej żenujące: to, że 39 letni facet robi przede mną pompki, aby udowodnić jaki z niego kozak, czy to, że pompki były naprawdę chujowe. Ale naprawdę zajebiście chujowe. Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy zginał ręce w ten sposób, aby biodra dotknęły ziemi, wcale nie trzymając sztywnego grzbietu. To była jego pompka.

Zrobił jakieś 30 powtórzeń i wstał. Jego komentarz na końcu mnie rozjebał:

Krzysztof: Przez ciebie ręce mi się zmęczyły.

HAHAHAHAHAHHAHAHAHHAHA

Ja: Wiesz, że ty je robisz źle? Wiesz, że ty masz dotknąć podłożę klatą, a nie biodrami.
Krzysztof: Nie rozumiem jak mam wygiąć ciało, aby cyckami dotknąć ziemi.

Kurwa. Pokazałem mu jak się powinno robić jebane pompki.

Krzysztof: Ty tak walisz klatą w ziemie.
Ja: Bo jestem wkurwiony. Ty nie musisz walić klatą o ziemię, możesz nią lekko dotknąć podłoża.
Krzysztof: Moim zdaniem ćwiczenia fizyczne powinny sprawiać przyjemność, a nie ból.

KURWA CO?

Krzysztof: Chodź pokażę ci jak się rozciągam.

Poszliśmy trochę dalej pod płot. On się złapał sztachety.

Krzysztof: Złap mnie za nogę.
Ja: Nie sądzę.
Krzysztof: Ale złap, bo się przewrócę.

Złapałem koniuszkami palców jego spodnie. Krzysztof zaczął się rozciągać, trochę jak balerina, opowiadając o tym dlaczego to jest dobre. Nie słuchałem go jednak. Medytowałem nad wszechświatem i cieszyłem się efemerycznością chwili, bo nigdy nie dane mi już będzie pomagać jakiemuś pojebusowi w rozciąganiu się.

Krzysztof: Jak chcesz jakiejś porady odnośnie ćwiczeń to ja pomogę.
Ja: Poradzę sobie.

***

Wcześniej nie zwracałem uwagi, ale Krzysztof mówił do siebie. Zawsze kiedy był Niemiec w pobliżu, mówił do siebie po niemiecku. Gdy byłem ja w pobliżu, przełączał się na polski. W tym momencie przyjąłem, że Krzysztof jest zniewieściały. Możesz nazwać mnie seksistą, ale moim zdaniem, główna różnica między babą, a facetem jest taka, że baba chce być słyszana, a facet rozumiany. To właśnie robił, chciał być słyszany tak jak kobieta i dlatego postanowiłem go traktować jak kobietę.

Wkrótce potem Krzysztof obchodził 40 urodziny. Tyle razy wspominał, że buty które wozimy na wózkach i wysyłamy gdzieś tam w pizdu są: "O ja cie, jaka podeszwa, są świetne, tylko drogie, na urodziny sobie kupie, może rabat dostanę" etc etc.

Więc gdy zobaczyłem szefową z Krzysztofem zmierzających w moim kierunku wiedziałem co się kroi.

Ja: No co jest?
*Krzysztof pokazuję kartkę z parametrami pary butów, które mu się podobają*
Ja: Co to?
Szefowa (do mnie): Czego on chce? Tą kartkę mam ją skopiować?
Krzysztof: Chciałbym te buty.

Nie wiem jakim cudem, ale w tym akurat dniu nie czułem się jakbym miał obowiązek tłumaczyć dla niego cokolwiek.

Ja: Yyy shoes for his birthday.
Szefowa: ok
Ja: Price is too much for him.
Szefowa: Aha.
Ja: Yyyy discount?
Szefowa: Eeee not gonna happen.
Krzysztof: :(

Ale ksero zrobiła na wszelki wypadek.

***

Tnę puste kartony jak bezmózga małpa, którą w tej pracy powinienem być. Pojawia się Krzysztof (do tej pory powiedziałem mu, że pracowałem wcześniej jako ogrodnik) i nagle ni z dupy ni z pietruchy

Krzysztof: Myślałem o tobie.

Jest kilka zdań, które mężczyzna nigdy nie powinien powiedzieć drugiemu facetowi, na przykład: "myłem zęby twoją szczoteczką", "nosiłem twoje majtki" i właśnie "myślałem o tobie".

Krzysztof: A wiesz co ja sobie myślałem? Że ty po prostu zakochałeś się w kwiatach.

Nie regulujcie komputerów, Krzysztof naprawdę poszedł full retarded.

Ja: Rzeczywiście fajnie mi się tam pracowało.
Krzysztof: Tutaj jest duszno
Ja: Nom
Krzysztof: Gdyby okna na gorze hali były otwarte to by była taka klimatyzacja grawitacyjna.
Ja: W sensie przeciąg?
Krzysztof: Nie klimatyzacja grawitacyjna, tak powietrze do góry ulatuje.
Ja: Jeden pies
Krzysztof: Haha jeden pies, no. Gdzie ty słówek niemieckich szukasz? W google translator?
Ja: Są internetowe słowniki, w nich szukam.
Krzysztof: Jest tam wymowa?
Ja: Yhy.
Krzysztof: Bo ja jak nie wiem jak coś się wymawia to sobie wrzucam do zakładek, mój komputer je zapamiętuję. Mój komputer jest stary, ale mądry.


Jakim cudem komputer może być mądry? Co on ma za system operacyjny? Skynet?

***

Doszedłem do wniosku, że pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy jest doprawdy wyjątkowy. Coś mi nadal nie dawało spokoju. Zagadałem do niego podczas jednej z przerw.

Ja: Krzysztof, ty mówiłeś, że masz żonę. 

Nie znam kobiety, która byłaby, aż tak zdesperowana, żeby wyjść za niego za mąż.

Krzysztof: A, no mam.
Ja:

Ja: Ile ma lat?
Krzysztof: Jest młodsza ode mnie. Ludzie mówią, żeby brać młodszą.
Ja: Rzeczywiście, też tak słyszałem. To ile ma lat?
Krzysztof: 37. 

HAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHHA

Ten kretyn wyszedł z własnej woli za 37 letniego kapcia. 


Ja: Zostawiłeś ją w Polsce?
Krzysztof: Tak.
Ja: Dlaczego?
Krzysztof: Pokłóciliśmy się. Jesteśmy w separacji.
Ja: Macie dzieci?
Krzysztof: Nie właśnie, a chciałem mieć.

Boże, obyś nigdy nie miał dzieci.

***

Był to czas w którym kupiłem sobie własny rower na którym mógłbym jeździć do pracy. Niestety działo się z nim coś złego. Za pierwszym razem, gdy pojechałem do firmy tylna opona została przebita szkłem. No dobra myślę sobie rower był używany, więc to pewnie w związku ze zużyciem materiału. 

Wymieniłem dętkę.

Znowu jadę do pracy, znowu flak. Tym razem z opony wyjąłem 5 centymetrowy gwóźdź. Rodzice mi mówią, że ktoś mnie tam nie lubi. Znowu wymieniając dętkę, zastanawiam się kto mógłby chcieć mi zaszkodzić? Do kogo przeklinałem i temu komuś się to nie podobało? Komu kazałem się wykazać w robieniu pompek? Kto mi opowiadał, że jego żona przebiła oponę w rowerze?

Odpowiedź jest jedna: Pieprzony Krzysztof z Bydgoszczy miał wszystkie powody, aby sabotować mój odjazd z pracy. W tym miejscu byłem wściekły, bo pokonanie 7 km drogi powrotnej zajęło mi jakieś 90 minut zamiast 40. Musiałem złapać Krzysztofa na gorącym uczynku i urwać mu łeb.

O godzinie 11 siedziałem na przerwie jedząc kanapkę. Wchodzi trochę spóźniony Krzysztof i od wejścia rzuca:

Krzysztof: Muchę zabiłem, kartonem ją rozgniotłem.

Zamyśliłem się. Dlaczego Krzysztof wypowiedział tak bezsensowne zdanie? Dlaczego powinno mnie to obchodzi? Co to kurwa za bzdury, o chuj mu chodzi?

Nagle do mnie trafiło: To jest jebane alibi. Usprawiedliwia się dlaczego się spóźnił, bo znowu przebił mi koło w rowerze. KURWA

Idę sprawdzić jak się ma mój dwuślad i tak dobrze myślisz. Znowu flak, TRZECI RAZ Z KOLEI. Zacząłem się zastanawiać jak udowodnić, że alibi Krzysztofa jest nieprawdziwe i że zamiast walcząc z muchą, dźgał mój rower.

Wracamy do pracy. Krzysztof rzuca na wózek kartony z butami.

Ja: Krzysztof, mogę ci zadać głupie pytanie?
Krzysztof: Już się boję.(!)
Ja: Mówiłeś, że rozgniotłeś muchę.
Krzysztof: Tak, kartonem. Mocno nacisnąłem, że aż jajeczka z niej wyleciały. (!!)
Ja: Możesz mi powiedzieć, gdzie ona leży?
Krzysztof: Tam pod oknem leży ścierwo (!!!)

Przeszedłem się. Szukałem, ale nie znalazłem. Jednak argument "Popsułeś mi rower, bo nie ma nigdzie rozgniecionej muchy" jest słabym argumentem. Muszę być na 100% pewny. Wymieniłem dętkę i oponę. Jak dotąd jeżdżę i nie ma problemów. Może to rzeczywiście było zmęczenie materiału? Hmmm.

***

Pcham przed sobą wózek z butami jak mityczny Syzyf, because that's how he rolled. Słyszę krzyki, jeden z kierowników ochrzania Krzysztofa. 

Po kilku minutach Krzysztof podchodzi do mnie i mówi:

Krzysztof: Widziałeś? Uderzył mnie.
Ja: Czym cię uderzył?
Krzysztof: Taką rozkładaną pałką zupełnie jak gestapo.
Ja: Nie widziałem nigdzie żadnej pałki, wydawało ci się.
Krzysztof (zdenerwowany): Wiesz co, taki z ciebie Polak. W Anglii gdybyś popchną jakiegoś murzyna, to od raz za nim ustawiłoby się pięciu. Ale nie Polak! Polak zostawi drugiego Polaka!
Ja: Kurwa, nie będę oskarżał o coś człowieka, jeśli nie mam na to dowodów.

Krzysztof poszedł gdzieś i już tego dnia do nie wrócił. W sumie ten typ oczekuje ode mnie murzyńskiej solidarności, to zupełnie jakbym znowu miał dziewczynę. LOL

***

Jest rano godzina 6. Pcham przed sobą wózek, no bo w sumie na tym ta jebana praca polega. Słyszę Krzysztofa.

Krzysztof: Bunt?
Ja: Co?
Krzysztof: Powiedziałem ci "cześć", nie odpowiedziałeś.
Ja: Kurwa, może dlatego, że nie słyszałem!
Krzysztof: Dlaczego tak przeklinasz?
Ja: Lubię w ten staroświecki sposób dawać do zrozumienia rozmówcy, że rozmawia z mężczyzną!



Krzysztof gdzieś odchodzi. Potem wraca. 


Krzysztof: Tobie jest dobrze, mieszkasz z rodzicami, gdybyś usłyszał jakie ja mam problemy to dawno byś sobie strzelił w łeb.
Ja: Twoje problemy obchodzą mnie jedynie wtedy, gdy są rozwiązane.

***


Jest przerwa, kanapki popijam brzoskwiniowym sokiem w kartonie. Krzysztof przerywa milczenie. 

Krzysztof: A co ty tam pijesz?
Ja: Sok.
Krzysztof (odnośnie niebiesko-żółtego kartonu na którym jest zdjęcie kostek lodu i brzoskwiń): Spójrz na tą paletę barw. Kolory dobrane są tak, aby klient chciał wziąć ten karton do ręki. To wszystko jest elegancko ścięte i jest perfekcyjnie ułożone na wszystkich ścianach.
Ja: Widzę, że przywiązujesz wagę do szczegółów.
Krzysztof: No tak, ja jestem bardzo precyzyjny.
Ja: Wiesz kto przywiązuje jeszcze wagę do szczegółów? Dzieci z autyzmem. Krzysztof, czy ty masz autyzm?

Krzysztof zamilkł.

Krzysztof: Nie, dzieci z autyzmem się alienują i mają problemy z komunikacją.

Po czym Krzysztof wyszedł alienować się na dwór, bo do pomieszczenia wszedł kierownik z którym nie umiał się komunikować.

***

Środek dnia. Praca, pchanie tego wózka jest nudne więc czekam, aż Krzysztof zrobi coś ciekawego.

Nagle pojawia się Krzysztof.

Krzysztof: Kurwa, te buty są zajebiste.
Ja: Te buty, które chciałeś mieć na urodziny?
Krzysztof: Tak kurwa.
Ja: Ukradnij. Te stare włóż do pudełka i wyjdź w nowych. Zbrodnia doskonała. 

Tutaj zauważyłem coś interesującego.

Ja: Zaraz... ty przeklinasz?
Krzysztof: Tak, zastanawiałem się kiedy zauważysz. To od ciebie się nauczyłem.
Ja: Wkrótce kończysz pracę ukradniesz je?
Krzysztof: Skoro mówisz, że się da. Co sobie o mnie pomyślisz?
Ja: Uuuu, że jesteś takim chuliganem.

Krzysztof odszedł uśmiechając się od ucha do ucha.

40 letni facet nauczył się przeklinać od 25 latka i to za jego namową ukradnie buty warte jakieś 40 euro.

To chyba najbardziej męska rzecz jaką kiedykolwiek zrobi w życiu.

Jestem trochę z niego dumny.