piątek, 27 grudnia 2013

Post o dwóch pedałach

W ostatnim poście obiecałem, że napisze Ci o rowerach w Niemczech/Holandii. Myślisz sobie "Kurde, to tyle da się pisać o rowerach?". No właśnie teraz sobie zdałem sprawę, że nie da, dlatego trochę ten wątek rozszerzę.

O DWÓCH PEDAŁACH

Wiesz dlaczego Holendrzy chcą być pochowani tak, żeby ich dupa wystawała z ziemi?
Dzięki temu mogą służyć jako stojak na rowery.

Badum tss

Ten dowcip nie będzie bawił ludzi, których otoczenie ostatni raz wsiadło na rower po pierwszej komunii świętej, wszyscy inni będą pokładać się ze śmiechu. W części Niemiec po której jeżdżę oraz w Holandii, rowery są bardzo popularnym środkiem lokomocji. Rzekłbym więcej - rowerzyści to tamtejsze święte krowy, na które inni uczestnicy ruchu drogowego chuchają i dmuchają. Ścieżki rowerowe zajmują większą część chodnika, jeśli pieszy wejdzie na ścieżkę najpierw zostanie ostrzegawczo obdzwoniony dzwonkiem, a później rozjechany przez rodowitego Niemca o swojsko brzmiącym imieniu Muhamed. Co ciekawe, w mniejszych holenderskich wsiach, można zobaczyć znaki mówiące, że na tej drodze, to rower ma pierwszeństwo, a samochód jest tylko gościem.

Ale spoko, rowerzyści są wspaniale widoczni dzięki kamizelkom odblaskowym. Tutaj możesz sobie pomyśleć "Kamizelka odblaskowa? Co za siara!" No właśnie, tutaj kamizelki, oprócz rękawiczek, są popularną częścią garderoby każdego rowerzysty. Tutaj nawet dresiarze je noszą.

Jeżdżąc sobie po kraju naszła mnie refleksja: Dlaczego pomimo tego, że Polacy mają najlepszych budowlańców w Europie, stan naszych dróg jest w tak opłakanym stanie? Moim zdaniem wszyscy rzemieślnicy pojechali na zachód, bo bardziej opłaca się im pracować za euro niż złotówki, a nasze drogi robione są na przykład przez Azjatów.

Tak czy siak, wspaniale zbudowane drogi rowerowe zachęcają do jazdy w dalekie strony. Jeśli chodzi o mnie, wyrobiłem sobie taką kondycję, że przejechałem z Niemiec do Nijmegen i z powrotem, jakieś 80 km wciągu 6 godzin. Po kąpieli dostrzegłem na swoich nogach jakieś wybrzuszenia, siniaki w kolorze skóry czy coś. Po dłuższej inspekcji odkryłem, że to są mięśnie kurwa. Na nogach, po dzielnym pedałowaniu przez jakiś miesiąc, po różnych wsiach i miasteczkach, nogi urosły mi tak, że nie mogłem się w rurki zmieści. No kurwa całkiem dobre spodnie będą leżały nieużywane Q.Q. 

Zachęcony takimi odkryciami postanowiłem zbadać swoją wytrzymałość. Przejażdżka do Eindhoven (120 km w obie strony) okazała się ponad moje siły. Jazda trwała 9 godzin i 30 minut, po drodze się zgubiłem (dlatego do dystansu dodałem te 20 km) i spadł mi łańcuch. O drogę pytałem jakąś holenderkę, która nie miała pojęcia o najbliższych miejscowościach, ale wiedziała w którą stronę są Niemcy. A może po prostu się mnie przestraszyła? Ręce brudne od smaru, z nosa cieknie jak z kranu, po zejściu z roweru szedłem jak Forest Gump w stabilizatorach... miała prawo.


Właśnie. Jeśli kiedykolwiek zabłądzicie w tych rejonach Europy, o drogę spokojnie możesz pytać ludzi starszych. Babcia o twarzy pomarszczonej jak cytryna, wyjaśni po angielsku, w którą stronę masz się kierować, aby dojechać do celu. 

Pamiętaj również o sprawdzeniu pogody na dany dzień, bo może się Tobie przytrafić to co mi. Wyobraź sobie: jadę sobie na mojej dameczce marki Pegasus, gdy nagle zaczyna wiać. Potem pada deszcz. Wiatr wieje tak, że mało mi głowy nie urwie, deszcz także zaczyna przybierać na sile. Z drzew zaczynają spadać gałęzie, samochody zwalniają, żeby nie wpaść w poślizg. Myślę sobie "Słaba ta przejażdżka, wracam do domu". Po wysuszeniu głowy włączam telewizor i co się okazuje? Jakiś huragan Ksawery przechodził nad zachodnią częścią Niemiec. O well.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz