piątek, 1 listopada 2013

See you space cowboy

Mam takiego kolegę o imieniu Łukasz. Łukasz to dobry, inteligentny człowiek, który ma takie same zainteresowania jak ja, czyli filmy i alkohol. Studiowaliśmy w Lublinie na UMCS. Wówczas Łukasz mieszkał na pierwszym piętrze akademika Helios.

Nasza interakcja wyglądała mniej więcej w ten sposób:
Ja: Zjadłbym sobie zupę cebulową.
Łukasz: To jest zajebisty pomysł, zróbmy zupę cebulową!
Ja: O kurwa lecę po cebule.

Tego samego wieczoru, w Heliosie, około godziny 21, dwóch kretynów kroiło tępym nożem 2 kilo cebuli. W efekcie powstało 3 litry zupy cebulowej, którą zjedliśmy ze smakiem. Dlaczego to wszystko? Bo jebać logikę. Dlatego.

Pewnego razu, a było to w lecie, wracaliśmy z grilla od koleżanki (pozdrawiam Natalię J.). Było dobrze po północy, gdy Łukasz wpadł na genialny pomysł.
Łukasz: Wiesz co? Może kupmy piwo i obejrzyjmy "Szeregowca Ryana" u mnie?
Ja: No spoko, ale co z twoim wspólasem? Nie będzie się pruł, że przeszkadzamy mu spać?
Łukasz: Pojechał do domu. Będziesz mógł przekimać się na jego łóżku.
Cały pomysł bardzo mi się podobał, ale znalazłem w nim jeden mały szkopuł.
Ja: Jest 1 w nocy. Nie wejdę tam bez płacenia 15 złotych za nocleg. Szkoda mi na to pieniędzy, jakieś inne pomysły?
Łukasz: Tak, wejdziesz do akademika przez okno.

Wejście po pijaku do akademika przez okno. Szanse powodzenie bliskie zeru. Już w tym momencie wiedziałem, że muszę to zrobić. Dlaczego? Bo jebać logikę. Dlatego.


Helios, jaki jest, każdy widzi. Z prawej jego strony jest ściana, w którą wciśnięte są dwa piony okien.


Łukasz poszedł, aby otworzyć mi okno, przez które wejdę na korytarz akademika. Moim zadaniem było wdrapanie się na pierwsze piętro. Na powyższym obrazku widać dwie ściany. Wystarczyło plecami zaprzeć się o jedną ścianę, nogami o drugą i małymi kroczkami, tak jak Spiderman, wdrapać się do okna. Voila proste, prawda? A właśnie, że nie, jeśli dwóch kolesi jest naprutych jak stare gacie, to jest to bardzo trudne.

Gdy znalazłem się przy oknie, pierwszą rzeczą jaką Łukasz postanowił otworzyć, był niewielki zakratowany lufcik...

Ja: Łukasz, ja przez ten zakratowany lufcik się nie przecisnę. Możesz otworzyć mi większe okno?
Łukasz: Chciałbym, ale nigdzie nie widzę do niego klamki. Otworze ci mniejsze.
Ja: Kurwa, to nie ma sensu. Weź coś wymyśl.
Łukasz: Po drugiej stronie widziałem klamkę. Spróbuj z drugiej strony.

A więc schodzę na dół. Robię Spidermana w pionie obok. Idzie mi to całkiem sprawnie, jednak w pewnym momencie miałem chwilę zawahania i bałem się, że zginę w tak durny sposób. Jestem ponownie na pierwszym piętrze, ale z drugiej strony ściany. Czekam na Łukasza, aby wpuścił mnie przez okno na korytarz.

Czekam.

Dalej czekam.

Dyndam przy tej barierce już dobre 5 minut, w końcu wyciągam telefon i dzwonię do Łukasza.

Ja: Łuki, gdzie jesteś?
Łukasz: Jestem z drugiej strony.
Ja: Ale ja jestem z drugiej strony ściany, a ciebie nie ma. Gdzie jesteś?
Łukasz: Typie, ale ja mówiłem ci, że masz być z drugiej strony akademika.
Ja: Kurwa.

Jeśli w tym momencie się zgubiłeś, wróć do pierwszego zdjęcia. Ja jestem z prawej strony budynku, a powinienem być z lewej. Niemniej jednak uznałem, że w drapanie się z lewej strony jest niemożliwe.

Ja: Kurwa, tam jest zbyt wysoko, nie dam rady.
Łukasz: Kocyk ci rzucę.
Ja: Nawet z kocykiem nie dam rady.
Łukasz: Mam pomysł, wejdziesz do mnie od razu do pokoju.

Wróć do pierwszego zdjęcia. 6 okno od lewej strony należało do Łukasza. Więc szanse na wdrapanie się z tego miejsca były dużo większe niż z innych miejsc. Rock and roll. Wchodzę na parapet pod oknem Łukasza. Kolega rzuca mi kocyk, po którym mam się wciągnąć i... znowu jestem w dupie. Nawet z całym moim wzrostem i zasięgiem ramion (w sumie jakieś 3 metry) zdołałem złapać jedynie za koniuszek kocyka. Chwyt niepewny, Łukasz próbuje mnie wciągnąć, ale dalsza męka nie ma sensu.

Dzwonię do niego.
Ja: Jakieś inne pomysły?
Łukasz: Tak, w sumie jeden: idź do miejsca, w którym po raz pierwszy próbowałeś wejść. Ja tam zaraz będę.

Więc robię Spidermana, tam gdzie to wszystko się zaczęło. Nagle pojawia się Łukasz, otwiera mi większe okno. Pomaga mi wdrapać się na korytarz i... jestem w środku!

Ja: Skąd miałeś klamkę?
Łukasz: Z drugiego piętra.
Ja: Wykręciłeś z okna?
Łukasz: Nie, po prostu mocniej szarpnąłem i klamka została mi w ręku.

Haaa haaa haaa. Ze względu na zmęczenie, filmu nie obejrzałem. Zasnąłem od razu, gdy przekroczyłem próg pokoju.

Pierwsza tułaczka po Heliosie zajęła mi jakieś 30 minut. Druga trwała tylko 5. Za drugim razem rozmowa z Łukaszem wyglądała mniej więcej tak:

Łukasz: Wooow wlazłeś tutaj jak w jakimś Mission Impossible!
Ja: No nie!
Łukasz: Powinieneś częściej do mnie przychodzić!
Ja: No proste!

Włamać się do Heliosa to był bardzo dobry cel. Dlaczego? Bo jebać... nie, nie logikę... jebać policje. Dlatego.


Jednak do akademika wlazłem przez okno już tylko raz. Było to podczas Euro 2012 po meczu Polska - Czechy. Oglądałem ten mecz razem z Łukaszem w sali telewizyjnej Heliosa. W najsłabszym meczu naszej reprezentacji, Polacy ulegli Czechom 0:1. The sadness. Niemniej jednak mieliśmy na ten wieczór zaplanowane picie alkoholu i oglądanie filmu. Czas włamać się przez okno.

Wspinam się na pierwsze piętro robiąc Spidermana, gdy nagle trafia do mnie coś, czego nie przewidziałem wcześniej - jest 23, ludzie jeszcze nie śpią. Nagle w pół drogi na pierwsze piętro, za swoimi plecami, słyszę studentów, którzy przechodzą ulicą niżej. Wskazują mnie sobie mówiąc "Patrzcie jaki kozak", "Dobry wariat". Pamiętam, że odmachałem im w podzięce.

Łukasz otwiera okno i już jestem w środku. Minutę później jestem już w pokoju, gdzie otwieram piwo i czekam na film. Nagle dostrzegam, że podczas całej wspinaczki rozwaliłem sobie łokieć. Krew cieknie z rany, a ja mam na sobie całkiem fajną niebieską koszulę. Szkoda by było ją ubrudzić, więc się rozbieram.

Łukasz się na mnie patrzy.
Łukasz: Co robisz?
Ja: Łokieć sobie rozwaliłem, nie chce ubrudzić sobie koszuli, bo później ciężko się krew spiera.
Łukasz: Wiesz co, w sumie ja też powinienem się przebrać.
Łukasz zdejmuje spodnie.

W tym momencie słychać pukanie do drzwi.

Łukasz: Proszę.

Drzwi się otwierają, a za nimi stoi wściekła baba z portierni. Ja z gołą klatą, Łukasz w samych majtkach. Wlazłem tutaj nielegalnie przez okno. Ciężko będzie się z tego wyłgać.

Portiera to była taka blondyna z tatuażem na cycku. Wyglądała jakby z niejednego pieca chleb jadła. Wszystkie okoliczności są przeciwko mnie, muszę wymyślić coś żeby nie wyjść na pedała. Wiem! Powiem, że do dziewczyny przyszedłem, a po drodze do kolegi wpadłem. Może łyknie!

Nie, nie łyknie. Kogo ja kurwa oszukuję? Słaby ze mnie kłamca.

Portiera: Co pan tu robi?
Ja: Siedzę sobie.
Portiera: Dokumenty.

Podaje portierce dokumenty. Baba je ogląda. Jest wściekła, ale w kącikach ust widzę uśmiech. Po chwili wychodzi razem ze swoim przydupasem, który nas sprzedał i moim dokumentami. Trzeba będzie wybulić 15 zł + vat za nocleg. :|

To był ostatni raz, gdy wchodziłem do akademika przez okno. Później Łukasz przeniósł się na 6 piętro. Twierdził, że blondyna nadal patrzy na niego jak na pedzia. No cóż...

Carry on.

Dziwne nowiny z odległej gwiazdy

Od najmłodszych lat, przyciągałem do siebie dziewczyny, kłopoty i łzy.

Było to bardzo dawno temu. Jakaś pierwsza lub druga klasa podstawówki, wakacje nad morzem. Pani prowadzi dzieci na obiad, w tym mnie. Siadamy sobie w restauracji, a to był taki ogródek, wykładzina o miękkości wycieraczki, wszędobylski kolor zielony. Siedzę sobie w takim białym, ogrodowym krześle z oparciami, ciesząc się promieniami słońca, które ogrzewają moją twarz. Ręce trzymam na oparciach i w niezwykle wygodnej pozycji, czekam sobie na żarcie.

Gdy nagle, kurwa, odczuwam na swoim przedramieniu niezwykle silny ból. Tak jakby jakieś afrykańskie zwierze, zacisnęło swoje szczęki na mojej ręce, a później próbowało wyrwać z mego ciała, całkiem porządny kawał mięsa. 

W lot łącze wszystkie fakty: gdy trzymałem rękę na oparciu, kawałek skóry wisiał poza nim. Gdy pewna dziewczyna siadła obok mnie, dosuwając swoje krzesło, to drugie oparcie przycięło mi przedramię, sprawiając mi nieopisane cierpienie. Muszę walczyć. Zjedz, albo zostaniesz zjedzony i Bóg mi świadkiem, byłem wtedy bardzo głodny.

Żyła pulsuje na szyi. Pełna adrenalina. Wszystkie mięśnie napięte. Odwracam się do dziewczyny z zamiarem wykrzyknięcia jej w twarz:

"TY ŚLEPA KURWO, NIE WIDZISZ, ŻE MNIE BOLI?". 

Jednak gdy się odwróciłem to wszystko się zmienia. Spoglądam w jej oblicze otoczone złotymi puklami loków. Patrzę na jej policzki rumieniące się w letnim słońcu i jej oczy w kolorze pochmurnego nieba. Słowa nigdy nie wychodzą mi z gardła, bo dziewczyna, która siadła obok mnie, rzeczywiście jest niewidoma.

Kurwa. Prawie zjebałem niewidomą dziewczynę za to, że jest niewidoma i że przez to przytrzasnęła mi rękę. No ja pierdole. Niewidomi ludzie czasami się uśmiechają w błogiej nieświadomości, tego co się wokół nich dzieje. I ona miała taki sam nieświadomy i zarazem błogi wyraz twarzy. 

Nie zamierzam jej ubliżać. Bardziej przejebane mieć nie można. Ręka tkwi od jakichś 5 sekund w kleszczach. Z niemocy wyrażenia własnego bólu, oraz tego, że ręki spomiędzy krzeseł jeszcze nie wyjąłem (nigdy nie byłem bystrym dzieckiem), łzy wielkości pereł, zaczynają krystalizować się na moich policzkach. Łzy były tak duże, że jakaś kobieta do mnie podeszła i spytała "Chłopczyku, dlaczego płaczesz?". Wówczas wymyśliłem najbardziej perfidne kłamstwo w dziejach ludzkości: "Bo nie umyłem zębów".